Ten miesiąc był faktycznie intensywny. Ale takie było założenie - zobaczyć jak najwięcej. Około 7 tyś mil w kółkach i program napiety jak gumka w majtkach. No a teraz właśnie wsiadłem w Santa Barbara do autobusu do LA i potem samolot do Atlanty i dalej do Miami. Śmieszy mnie tylko to iż czas podróży i koszty przelotu krajowego to prawie tak jak bym z Polski do Stanów leciał. Tak więc dzisiaj rozpoczyna się kolejny etap przygody. Jedyna z planów co mam, to kupić samochód i na pewno zaplanowany wypad na Karaiby. Raz, że obiecałem Wygasiom, a dwa, że będę musiał wizę odświeżyć. Pierwsze wrażenia z nnowego kontynentu/kraju: Wszystko tu jest inne i duże. Inne przepisy drogowe, ale jitpeździ się bardzo dobrze. Drogi szerokie (czasami po kilkanaście pasów w jedną stronę. Wielkie lodówki, pralki itp. Kraj moim zdaniem troszkę zacofany i przereklamowany. Zdecydowanie przereklamowane miasta No może też moja wrodzona niechęć do miast powoduje brak obiektywizmu. Całe Hollywood, Malibu, Rodeo drive nie robią żadnego wrażenia. Las Vegas oczywiście nocą z tymi wszystkimi światełkami daje po czaszcze, ale po kilku godzinach jedna myśl - uciekać. To co mnie powaliło na kolana, to przyroda. Parki narodowe, oraz te przestrzenie gdy się śmiga przez pustynię/prerię gdzie po horyzont nie widać zakrętu a na końcu potężne góry to jest czad. Kilka parków odwiedziliśmy i za każdym razem banan na mordzie. Trzęsie w autobusie i paluszki nie trafiają w literki więc przełączam się na film.
2025/09/30
2025/09/06
USA cd.
Kurde czasu nawet nie ma aby popisać. Cały czas coś i ogromne ilości mil za kółkiem niestety. Cena tego, że chce się jak najwięcej zobaczyć. jak na razie to jedyną rzeczą jaką na mnie zrobiła wrażenie to wczorajsza wyprawa do Yosemite park. Powaliło mnie na cycki. Przepiękne widoki. Dzisiaj kolejna jazde do San Francisko i kolejne godziny w samochodzie.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)