Nie pamietam kiedy ostatnio wszedłem w nowy rok bez kaca. I mamy swój domek na sylwestra
A ponieważ jutro nowy roczek i na pewno nie popracuje, a najbliższego klienta mam 2 stycznia, to plan mamy na słodką bezczynność na plaży i przy grillu.
Prawie rzuciliśmy monetą i ruszamy na zachód w kierunku Portugalii. W sumie tam jeszcze nie byliśmy.
Dziś porażka.Klepnęliśmy hotel na 3 dni co by w końcu się ciągle nie pakować i nie rozpakowywać. Hotel 3 gwiazdkowy na zdjęciach bardzo fajny, a to dziura hostelowa sie okazała. Ani lodówki, ani czajniczka, ani chociaż szklaneczki
Kurde pod nami takie sztuki pływają, że szok. Jak zacząłem się z nimi dzielić resztkami po rosołku, to się aż woda gotowała. I to wielkie kabany. ech że ja nie mam żyłeczki i haczyka. Co prawda na marinie jest zakaz wędkowania, ale.... i tak nie mam sprzętu. :-(
A tak swoją drogą, to zajefajnie tu jest. Delikatnie buja i zajefajne kolory się w wodzie odbijają.
A to dokładnie nasz domek:
Wczoraj wieczorkiem znowu nocka na łonie natury i grill na kolację
Dzisiaj znowu hotel i wypasiony apartamencik. Już po jednym basenie, a po jedzonku jeszcze raz dupę w bąbelkach idę wymoczyć.
A tutaj wizualizacja naszego spanka dzisiaj
Wziąłem z sobą rozgałęziacz, bo sprzętów do ładowania mam dużo ale jak widać niepotrzebnie. 18 gniazdek z jednej strony łóżka.
Wczoraj wieczorem e na parkingu nad morze i mleczko do kawy postawiłem na samochodzie na noc. No i rano już go nie było. Ktoś sie nie bał i zajebał w nocy. Dzisiaj jakaś kobita nie potrafiła ruszać pod górkę (stromą górkę) i przywaliła w gugusia. Ślad jest. Ech...
Tak więc 29 listopada wyruszyliśmy i 1 grudnia koło południa byliśmy u Kamila.
cała podróż łącznie z autostradami wyniosła jakieś 3 tysie. Dzisiaj dzień na luzaku a od jutra do roboty.